Archiwum listopad 2021


Coś się działo. Chyba
15 listopada 2021, 00:00

   Przegapiłam spotkanie robocze, będąc... w pracy, siedząc obok gabinetu szefowej. Też tak macie, taki kosmos w głowie? Dziwnie się z tym czuję, jest mi przykro. Naturalnie już obwiniłam siebie w każdy możliwy sposób. Jestem tak rozkojarzona, nieogarnięta. Pewnie chcą mnie już zwolnić. Cóż zrobić, tak czuję tę sytuację.


   Nadal nie rozumiem, jak to działa — zwoływanie zebrań w tym wspaniałym zespole. W sobotę, wolny od pracy dzień, w czacie roboczym zjawiło się powiadomienie o zebraniu w poniedziałek. Czas miał być wybrany wspólnie. Ponieważ pasowała mi każda godzina, zaznaczyłam „haczykiem”, że widziałam powiadomienie, naiwnie licząc, że po wybraniu godziny spotkania zobaczę w czacie nowe powiadomienie o tym. Przypomnę, była to sobota, miałam urodziny i czadowy nastrój, wiec wróciłam do siebie i swojej miłej urodzinowej wycieczki. W niedzielę byłam zajęta wracaniem z wycieczki, a w poniedziałek wróciłam do biura.


   To przygłupie, - siedzę tuż obok wszystkich zainteresowanych spotkaniem osób, tylko że mam biurko ustawione tyłem do gabinetów tych ludzi. Do czatu, tego wątku powiadomień nie zaglądałam, po prostu zapomniałam to zrobić wczoraj i dziś, gdy zaczęłam pracę. Nawet nie zauważyłam, jak część osób cichutko wyszli jak myszy z gabinetów i spotkali się gdzieś tam. Nie przyszło mi do głowy zerknąć do czatu, nawet widząc, że wszyscy gdzieś zwiali. W sumie to nie wszyscy, tylko mój dział. Siedzę wśród ludzi z innego, powiedzmy, działu, ale wątpię, bym przypomniała sobie o spotkaniu, nawet zobaczywszy, jak mój dział wychodzi. Najwyżej pomyślałabym, że poszli na przerwę obiadową. Zazwyczaj jem sama.

 

 

   Wciąż — już kurwa pół roku — czuje, że nie jestem do końca zintegrowana. Mam wrażenie, że albo zachwiana jest komunikacja międzyludzka, albo ja jestem stukniętą i nie potrafię zwyczajnie rozmawiać z ludźmi. 

 

   Ciekawe, co przegapiłam... W sumie szkoda. Mogliby mnie też zawołać. Czuję się czasem zupełnie niewidzialną. 

Przed urodzinami
11 listopada 2021, 00:00

   Zbliżają się moje urodziny. Zawsze po urodzinach miałam poczucie, że znowu spieprzyłam sobie święto. Mówię bliskim, że nie jest dla mnie ważne, choć czuję inaczej. Nie przyznaję się, ale zawsze czekam na jakiś prezent. I też zawsze powtarzam, że na nic nie czekam. Jednakże czekam. Moi bliscy wiedzą to i starają się zrobić w ten dzień dla mnie coś miłego. To miłe. 

   Nigdy nie zapraszam na swoje urodziny gości. Czekam, aż ktoś mnie powinszuję, ale ze wszystkich sieci społecznościowych starannie usunęłam datę swoich urodzin. Ha-ha.

 

   Wcześniej nie planowałam obchodów swoich urodzin. Myślałam, że samo się ułoży i zawsze było jakoś szaro. Nie pamiętam, co w ten dzień robiłam rok temu czy kiedykolwiek jeszcze. Teraz postanowiłam to zmienić. Będzie inaczej.

   Teraz moje urodziny będą wyjątkowe. Zaplanowałam wycieczkę. Jadę zwiedzić nową miejscowość, zobaczyć gród Galindów, a potem przenocować w XIV-wiecznym zamku, w którym spalono ostatnią czarownicę Europy. W tymże zamku znajduje się wystawa narzędzi tortur. Szukałam coś wyjątkowego, żeby zostało w pamięci. Coś niezwykłego. Mam pojebaną wyobraźnię.

 

   To będzie już za dwa dni, a dziś, teraz jest mi trochę smutno z byle powodu. W sumie to nie mam czego się smucić, jest jak zawsze. Czyli nic.

   Nie uważam smutek za coś, co trzeba natychmiast naprawiać. Czasem człowiek się smuci, to jest normalne. Trochę lęków, trochę złości we mnie się uzbierało, trochę zmęczenia, wątpliwości, frustracji, bezradności. Poza tym ciężko się przyzwyczajam do krótkich jesienno-zimowych dni. Właściwie to nie przyzwyczajam się, pokutuję przez całą zimę. Lubię słońce i nie znoszę oświetlenia sztucznego. I te wszystkie ubrania, strasznie to nie lubię. Wilgoć, ciemności, mgła, smog, deszcz. Mniej więcej jestem tylko przekonana do śniegu. Szkoda, że w naszym klimacie jest on raczej rzadkością (mimo prawie dziewięciu miesięcy chłodów). Lubię patrzeć na spadające śnieżynki, lubię dźwięki pod nogami, gdy idziesz po ośnieżonej ścieżce, którą nie zdążyli oczyścić mrówki z zarządu oczyszczania miasta. Ten śnieg, atmosfera bożenarodzeniowych świąt — też to lubię. Co prawda nie podobają mi się świerki w domu, ich zapach przywołuje wspomnienia o pogrzebach, ale kupuję choinkę dla kotów. Jestem przecież dobrą osobą i dbam o innych, a koty uwielbiają choinkę. Całe szczęście, że ani jeden z trzech moich kotów nie umie pisać listy do Świętego Mikołaja. Zwariowałabym szukać prezentów, bo znam siebie, szukałabym co innego dla każdego kota... Jednak wszystko po kolei. Najpierw moje urodziny, potem choinkowe szaleństwo. Ostatnio w pracy spotykam sporo zakatarzonych ludzi, więc życzę sobie być w dobrym zdrowiu w swój dzień. Oby żadnej gorączki i takie tam. *wznosi toast*